Za nami 25. Finałów WOŚP i 22. edycje Przystanków Woodstock. Wiąże się z tym mnóstwo historii, ciekawostek, opowiadań i dykteryjek. Ludzka pamięć jest ulotna, jej uporządkowanie umożliwiają książki, które prezentujemy poniżej. Uczciwie jednak informujemy - nie są to pozycje łatwo dostępne na rynku, część z nich nigdy nie trafiła i nie trafi do sprzedaży. Nie zniechęcamy jednak do poszukiwań, może uda Wam się zdobyć swój własny, wyjątkowy egzemplarz.
Opowiedz swoją historię - 25 lat historii Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy
Róbta co chceta - czyli z sercem jak na dłoni - 20 lat grania
Przystanek Woodstock - historia Najpiękniejszego Festiwalu Świata
120 minut najlepiej nagranej muzyki. Dokument zdarzenia, którego bohaterami jest 300 000 ludzi
72 godziny. Fotografia.
Orkiestra Klubu Pomocnych Serc, czyli monolog-wodospad Jurka Owsiaka
Róbta co chceta. Listy do Owsiaka
Opowiedz swoją historię
25 lat historii Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy
Warszawa, 2016
Na początku listopada 2016 roku pojawił się apel Jurka Owsiaka: "Napisz nam, czym dla Ciebie jest Orkiestra. Czy ratowała Twoje zdrowie, a może nawet życie? Czy była obecna u Twoich przyjaciół, najbliższych? Czy przeżywałeś z nią trwogę i radość? Czy mogłeś się cieszyć razem z nią woodstockową łąką i naszą codziennością, kiedy zapraszamy Was do różnych fundacyjnych inicjatyw? Czy Orkiestra była dla Ciebie epizodem, czy została z Tobą na dłużej? Czy poniosłeś ją hen daleko od naszego kraju? Czy rosłeś wraz z nią, a wraz z Tobą Twoje dzieci?".
Ilość Waszych odpowiedzi zaskoczyła wszystkich. Początkowo planowaliśmy 200 stron, później 400, ostatecznie stanęło na 600 stronach! W środku można znaleźć mnóstwo wspomnień z ostatnich 25. lat działania Orkiestry z perspektywy wolontariuszy, rodziców, dzieci korzystających ze sprzętu, lekarzy, darczyńców i setek innych osób!
Fragment z wprowadzenia Jurka:
"Kochani!
Nie ma piękniejszej książki i piękniejszych historii, które podsumowałyby ćwierć wieku Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Gdziekolwiek ją otworzycie, przeczytacie pełne emocji opowieści, które fantastycznie oddają historię naszych 25 lat. To Wasze historie! To Wasze najbardziej osobiste słowa i zdania, w których zawarliście chwile trwogi, chwile radości, chwile niemocy, a także ogromne pokłady przyjaźni, które roztaczacie dookoła. To historie nas, Polaków, którzy w ciągu tych 25 lat budują swoje życie i kolorują świat. Wszyscy pragniemy, aby ten świat był dobry, serdeczny i bardzo dla nas kochany. Chcemy się cieszyć życiem, tworzyć je jak najlepiej i jak najbardziej ciekawie, ze swoimi bliskimi, przyjaciółmi, z nami samymi".
Jurek Owsiak
Róbta co chceta - czyli z sercem jak na dłoni - 20 lat grania
Jurek Owsiak, Warszawa, 2011
"Dwadzieścia lat Orkiestry to 365 dni rok w rok, z tymi przestępnymi, z cofaniem i przyspieszaniem zegara, każdą sekundą, każdą minutą, każdą godziną, które stworzyły moje i moich przyjaciół życie wokół Fundacji. Pisząc jej historię wiem, że pominąłem mnóstwo nazwisk, nie napisałem o tysiącu zdarzeń, które działy się w całej Polsce... mało tego - na całym świecie, o kimś totalnie zapomniałem, komuś się nie pokłoniłem, ale wybaczcie mi to, bo to tak trudno wszystko ogarnąć, mając nawet każdy skrawek Waszych działań udokumentowany i pochowany w moich przepastnych segregatorach. Odłożyłem ja na bok, bo wiedziałem, że wtedy nie zmieścilibyśmy się w dwóch, czterech, a nawet i dziesięciu takich książkach. Po prostu spisałem opowieść, jakbym gadał sam ze sobą. "Radosna", czyli Kasia, wszystko przepisywała, potem to poprawialiśmy, wprowadziliśmy korekty, grzebaliśmy w zdjęciach, a na końcu zaufałem Agacie i Marcinowi (są z nami od wielu, wielu lat), którzy składając książkę, nadali ostateczny wygląd każdej jej strony. Powiedzmy tak: historia Orkiestry od strony nas, czyli Jurka, Dzidzi i wszystkich naszych współpracowników, historia Orkiestry transmisjami telewizyjnymi, historia Orkiestry jej kalendarzowymi zdarzeniami i na końcu historia mojej pamięci, odczuć i przemyśleń. Teraz każdy z Was może dopisać swoją historię, którą ja z kolei przeczytam, kiedy prześlecie mi ją na wosp.org.pl. Moje ogromne dzięki dla mojej żony Dzidzi za cierpliwość, wytrwałość i miłość oraz moim córkom Oli i Ewie za to samo, moim wszystkim współpracownikom na pewno za wytrwałość i cierpliwość, a wszystkim przyjaciołom, tym od lat i tym od kilku chwil, dziękuję za fantastyczne nastroje, które trzymają mnie przy życiu w tym śmiesznym kraju śmiesznych ludzi".
Jurek Owsiak
Przystanek Woodstock -
historia Najpiękniejszego Festiwalu Świata
Jurek Owsiak, Jan Skaradziński, Warszawa 2010
"Kiedy w 1994 roku pojechaliśmy na amerykański remake festiwalu Woodstock w Stanach Zjednoczonych, nawet przez chwilę nie pomyślałem sobie, że poniosę legendę wraz z moimi przyjaciółmi w XXI wiek, czyniąc z niego jeden z największych i najpiękniejszych festiwali świata. Te wszystkie lata to nie tylko stworzenie samego koncertu, ale przede wszystkim pokazanie nam nawzajem, że razem, w grupie, możemy stworzyć doskonale zorganizowany zespół, który podjął się tego wielkiego wyzwania. To właśnie Im dedykuję tę książkę i tym wszystkim, którzy odważnie, patrzą na wszelkie rodzaju wspaniałe idee i pomysły, realizując je z uporem i pełną determinacją, ludziom z wyobraźnią i wszystkim kochającym MIŁOŚĆ, PRZYJAŹŃ I MUZYKĘ".
Jurek Owsiak
Łapcie jeszcze kilka fragmentów Jurka, na wielu stronach znajdziecie mnóstwo fascynujących historii, polecamy sprawdzić osobiście:
"No i na amerykańskim Woodstocku mieliśmy nasze flagi orkiestrowe. Gdy zaczął Cocker - odjechałem. "Jezus Maria, jesteś na tym festiwalu, a tu <<z niewielką pomocą moich przyjaciół!>>. Widziałem, że na scenie liczy się czas. Światełkami pokazywano wykonawcom <<masz pięć minut, masz trzy minuty, jedną i koniec>> - pyk, zamykano obrotową scenę, wjeżdżała następna kapela.
Pierwszy dzień na rozbieg. Kapele - rozpędzacze, Indianie się modlą, piknik. Pierwszego dnia po południu wyciągnęliśmy piewrwszą flagę z pacyfą, zaprzęgając Polaków do pomocy, bo taka wielka. A podchodzili do nas chyba wszyscy Polacy obecni na Woodstocku, z zieloną kartą, bez zielonej karty... I machaliśmy flagą, którą nawet pokazywano na telebimach. W końcu obsługa nam ją wyrwała. Drugiego dnia wyciągnęliśmy gigantyczną (sto dwadzieścia metrów kwadratowych!) flagę z serduchem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy podczas koncertu Boba Dylana. Amerykanie wtedy już wiedzieli, że to jakiś happening i się z niego cieszyli. Ale ochrona znów zabrała i gdzieś rzuciła...".
120 minut najlepiej nagranej muzyki.
Dokument zdarzenia, którego bohaterami jest 300 000 ludzi
(Album z fotografiami i opisami realizacji podczas realizacji filmu Najgłośniejszy Film Polski)
"Film to sprawa poważna, trzeba pamiętać o wielu sprawach, przede wszystkim o obrazie i dźwięku. W przypadku takiego filmu, dźwięk zdaje się nawet istotniejszy... Fakt, iż to pierwszy polski film muzyczny, nastrajał pioniersko. Trudy pracy miały pojawić się później. Właśnie mija równo rok od momentu, kiedy odpaliły nasze kamery z pomysłem, aby taki film stworzyć. Kiedy przyjechaliśmy do Warszawy, przez kilka miesięcy materiał czekał na pierwszy ruch. Bo trapiła nas ogromna ilość wątpliwości, jak film ten skonstruować i jak go Wam przedstawić. W Polsce takich filmów jeszcze nie było".
Jurek Owsiak
Nie ma co ukrywać, książka jest czarnym krukiem i bardzo trudno gdziekolwiek ją znaleźć. Możecie złapać jednak klimat opowieści za sprawą takiego fragmentu:
"To jest taki kosmiczny początek filmu. Najpierw na montażu zmontowaliśmy obrazki do Bolera Ravela, które grało wieczorową porą. A potem znaleźliśmy całą sekwencję filmową nakręconą jednym ciągiem z ramienia, które płynęło nad ludźmi. I wtedy zwolniliśmy cały film o 50% i podłożyliśmy pod to muzykę Bolera. Ta złota sekwencja tłumu tak naprawdę leciała, kiedy na scenie była Pidżama Porno. Śpiewali o kobiecie. Kiedy to wszystko połączyliśmy razem, to aż dech zaparło i już wiedzieliśmy, że będzie to początek filmu. Zwróćcie uwagę na jedno - cała scena kręcona jest z jednego ujęcia. Tego w kinie nigdy nie ma. A ludzkość jak najlepsi aktorzy zrobili z tego niezwykle piękny obraz. Co i raz ktoś płynie w niezwykłej radości znalezienia się w takiej sytuacji. Ta scena ustawiła cały film. To jest film o ludziach pogodnych i uśmiechniętych".
72 godziny. Fotografia. Igor Tratkowski
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, 2003
"Trzymasz w ręku rozliczenie Fundacji za rok 2002. Zanim jednak do niego dojdziesz, popatrz na 72 godziny, w których zawarta jest atmosfera czas chwilę przed, w trakcie, i tuż po Finale. Takie trzy dni pełne pracy, żaru, emocji i namiętności towarzyszące nam od 10 lat niemal dzień po dniu. Te 72 godziny nie różnią tak bardzo od tysięcy godzin, które mamy za sobą. Wypełniamy je ogromnym poczuciem spełnienia i miłości za zupełną darmochę. Będziemy pamiętali o nich do końca życia, tak jak grać chcemy do końca świata i jeden dzień dłużej...".
Jurek Owsiak
Orkiestra Klubu Pomocnych Serc,
czyli monolog-wodospad Jurka Owsiaka
Bartłomiej Dobroczyński, Jerzy Owsiak, Kraków 1999
"Ta książka jest książką o Jurku Owsiaku. Ponieważ Jurek jest osobą rock'n'rollową. A przynajmniej powinna być skonstruowana w rock'n'rollowy sposób. I tak też jest w istocie. Mówiąc wprost, książka ta jest odpowiednikiem płyty rock'n'rollowej, a ściślej, albumu rock'n'rollowego, czyli tzw. płyty długogrającej. Ale nie w ogóle każdej płyty rock'n'rollowej, tylko konkretnej płyty rock'n'rollowej, a mianowicie Orkiestry Klubu Samotnych Serc Sierżanta Pieprza - czyli albumu jednego z najbardziej znanych zespołów rock'n'rollowych na świecie - The Beatles. Ale o tym za chwilę. [...]
Chyba nikogo się zaskoczy fakt, że tuż przed spotkaniem z Jerzym Owsiakiem, którego zamierzałem namówić na pracę nad książką o nim - czułem się trochę nieswojo. Przygotowane wcześniej przemowy w stylu: no wiesz Jurku, chcę pokazać światu twoją bardziej filozoficzną i refleksyjną stronę, może nawet zahaczyć o kwestie Boga, śmierci, wartości, te rzeczy - wydawały mi się wtedy napusze i mało przekonujące. Miałem przecież spotkać się z kimś, kto temperamentem bije mnie na głowę, mówi otwarcie innym co o nich myśli ('palant jesteś i tyle!'), a do tego sprawia wrażenie kogoś nieokiełznanego, bez przerwy zajętego i niezbyt lubiącego pogrążanie się w introspekcji".
Bartłomiej Dobroczyński
W monologu-rzece znalazło się wiele osobistych wspomnień Jurka, między innymi o służbie wojskowej. W późniejszych publikacjach Jurek wielokrotnie podkreślał, że te wydarzenia miały bezpośredni wpływ na późniejsze działania i zaangażowanie w pracę z ludźmi. Choć początki samego skierowania do jednostki nie wyglądały wtedy tak różowo...:
"W końcu kumple mnie pożegnali i pojechałem do tego wojska. I zaczynam cierpieć, bo widzę, że jestem załatwiony. Bez przyszłości. Szyją nam krzywe mundury, jedzenie takie, że zapomnij, wszystko jakieś lewe - i ja wtedy na takim rozpędzie, zacząłem próbować coś zrobić, żeby się stamtąd wydostać. Być może Orkiestra jest robiona na tym rozpędzie, na takiej właśnie improwizacji. Więc biorą mnie do lekarza, wszystkich tam badają. Tu - dmuchnij w coś, tam - jakaś strzałka do góry leciała. Drugi - dmuchnij, trzeci - dmuchnij - i tak w końcy doszło do mnie. Lekarz, który mnie badał, zapytał:
- No powiedz, jakieś choroby przebywał, były choroby, czy nie było?
Ja mówię:
- No tak, miałem wrzody żołądka (bo mój brat miał wrzody żołądka i wyszedł z wojska). I to jest u mnie rodzinne. A oprócz tego leczyłem się u lekarza, u psychiatry.
On na to:
- Wrzody macie, ale macie jakieś dokumenty na to?
Ja mówię:
- No, tam w domu coś mam.
- I byliście u psychiatry?
- Tak.
- Słuchajcie, przyślijcie te dokumenty, to pójdziecie do domu.
To było tak, jakby mi ktoś sztabą złota zamachał tuż przed oczami. Stary, mówię ci, dwa pytania, dwie odpowiedzi - sztaba twoja. I we mnie od razu duch wstąpił. Oczywiście nie miałem w domu nic. Ale postanowiłem szybko napisać list. Aha, listu nie można było wysłać. Bo przed przysięgą nie można było nigdzie wyjść na miasto. Ale pamiętam, że przez kogoś podałem list. Taki błagalny, żeby mi jakieś dokumenty znaleźli, skądś wydobyli, przysłali. Bo mnie się zdawało, że mama po prostu gdzieś pójdzie i te dokumenty zdobędzie. Rodzice byli wstrząśnięci. Później mi o tym opowiadali.
- Dostaliśmy od Ciebie list, że mamy skombinować dokumenty. Czy ty jesteś dzieciak, czy ty jesteś głupi?
No wiesz, takie pytanie, czy ty jesteś głupi? A ja myślałem, że to jest normalne. Oczywiście nie miałem tych wrzodów. Aha, i jeszcze powiedziałem, że mam zatoki chore. Na zatoki to mnie od razu wysłali na prześwietlenie i tam taki lekarz mówi po prostu:
- Słuchaj, cudowne ozdrowienie, popatrz, nic nie ma. Cudowne ozdrowienie.
Więc ja na to:
- Dziękuję.
I już wiedziałem, że po zatokach. Potem siedziałem jeszcze chyba z miesiąc w tym wojsku i któregoś dnia wzywają mnie do lekarza. To było coś w rodzaju szkółki czy czegoś takiego, i prosto z zajęc mnie wezwali:
- Owsiak, Owsiak do porucznika.
No więc idę do tego porucznika, a tam siedzi lekarz i mówi:
- A na co wyście się tam u tego psychiatry, żołnierzu, leczyli?
A ja wtedy, tak jak siedziałem, opowiedziałem mu całą wymyśloną historię - którą jak bym musiał drugi raz opowiedzieć, to bym ją już pomylił. I tak bardzo aktorsko, pamiętam, ją odpowiedziałem:
- No tak, ja miałem taką przygodę, mnie złamali palec - a jeden palec mam krzywy, więc mu go pokazuję i mówię - o, ten palec mi właśnie złamali. To było na Krasickiego, jak się tam idzie w dół...
- Dobrze, dobrze, żołnierzu, to zaraz... Ale co to było, co oni właściwie zrobili?
- Więc oni mnie napadli, pobili mnie, a potem uciekłem. Wie pan jak to było, jak tam od Krasickiego jest ulica, potem w bok jest, od placu tego i tego. I tam jest taka ulica.
- Dobrze żołnierzu. I co dalej?
- No więc, jak ja tu przyjechałem, to widziałem ich na dworcu...
To go jakoś bardzo zaciekawiło:
- No, no, no. I co, i co?
- No i widziałem, że tam ich dwóch było, oni mnie obserwowali, ale to mnie teraz nie rusza. Bo ja wiem, że nie jestem sam. I tak prawdę mówiąc, nie jestem już zresztą taki bezbronny.
On:
- A w wojsku Ci się podoba?
Ja na to:
- O tak, w wojsku mi się podoba, bo, jak mówię, nie jestem sam, bo ja wiem, że oni na pewno będą mnie chcieli tutaj jakoś złapać, bo wiem, że mnie śledzą. Ja mam tu nawet gdzieś książkę, gdzie mam to wszystko zapisane.
- A jak się tu czujecie?
- No, jak tak czwórkami idziemy w szeregu, to mi się wydaje, jakbym się do góry unosił.
On na to wszystko zapisał i mówi:
- No to już wracajcie na te zajęcia. [...]"
Jurek Owsiak
Róbta co chceta. Listy do Owsiaka
Otwock 1992
"Kochani,
wita Was Towarzystwo Przyjaciół Chińskich Ręczników, witają wszystkie dobre okoliczności naszej pokręconej rzeczywistości, wita was chwile dobrej pogody, która już nadpływa jak uśmiechnięta kromka chleba pozdrawiająca wszystkich i wszystko. Wita Was pełen optymizmu, mimo wszystko - Jurek Owsiak - Obserwator Rzeczy Ulotnych i Dziwnych. Jeżeli zrobicie tak jak ja (już to zrobiłem bo ktoś mi o tym powiedział) i wytniecie w czymkolwiek małą dziurkę, to jak przez nią popatrzycie, natychmiast zobaczycie wszystko w innych, nowych barwach. Dlaczego? Odpowiadam. Raz, że podglądacie, dwa, że każdy kawałek nawet najbardziej szarej rzeczywistości bywa kolorowy i pełen życia. Nazywam to szwedzką dziurką do podglądania krajobrazu. Krajobrazu, który niezauważony znika na zawsze. Bo ludzie! Trochę nam dało popalić, nasze głowy pędzą cały czas przed siebie. A może na chwilę trzeba dać popalić matce wyobraźni? Zatrzymać się, powiesić na wieszaku pajacowanie. Spokojnie. Trochę odsapki. Niewykluczone, że trzeba postawić obok czarodziejskie napoje, co kto lubi, zrobić zasłonę dymną dla kombinatorów złej pogody. Trzeba znaleźć miejsce gdzie nikt nam nie będzie zawracał dupy. I wtedy, bez względu na to, czy masz tyle lat ile stron ma ta książka, czy sto razy mniej, zacznij czytać i zobacz jak fantastycznie można odbierać świat.
Wraz z wydawcami tej książki przekopaliśmy parę tysięcy listów pełnych świrów dnia codziennego. Odkładaliśmy, wracaliśmy i znowu odkładaliśmy na bok. Wybraliśmy kilkaset, w których płyniecie wyluzowaną pieśnią podskoków w idiotycznych rytmach narodowych interesów. Kurna, ludzie! Gdyby można było tylko za te listy wystawić oceny, dawać świadectwa, wręczać matury, zrobiłbym to natychmiast. Jest w Was tyle żaru, bycia sobą, zdumienia, że tak się to na świecie dzieje, w końcu stwierdzenia, że tego zasranego, pokręconego i ogłupiałego kraju nigdy nie opuścicie. Kiedyś oglądałem taki film. Radziecki. Facet, dajcie wiarę, bardzo porządny gość, siedzi na łące. Takie filmowe ujęcie z lotu ptaka. Piosenka w tle jest o kraju, o ziemi ojczystej, o miłości do niej. I mimo, że film dotyczył czasów najbardziej pieprzniętego ustroju Związku Radzieckiego, z całym złym i nieludzkim zapleczem, to jednak jego bycie na ziemi było przylepione tyłkiem do łąki, znajomych zapachów, niezastąpionych klimatów. I to jest w Waszych listach - gdzie widzicie łąkę najlepiej. Widzicie w mordę kopanego kierownika domu kultury, który wyłącza prąd podczas koncertu, widzicie i słyszycie nauczyciela wyzywającego od pip, widzicie i słyszycie starego dającego na wszystko szlaban... Jednocześnie potraficie napisać coś takiego jak ci kolesie ze Śląska - że jest zasmrodzony i brudny, ale go kochają i nigdy nie opuszczą. Takie są szybowania autorów listów, Dają wiarę i siłę w to, co nawijam do mikrofonu, dają mi sens mówienia i napędzania wszystkiego muzyką, bo muzyka wszystkie listy połączyła - a wielu sprowokowała do pisania.
Kocham wasze błędy ortograficzne, bo jak sam powiedziałem - piszecie sercem skoro szkoła nie dała rady was nauczyć. Mnie nie dała. Uczyła tylu śmieci, że szkoda moich lat w niej spędzonych. Zero własnego zdania, trzy czwarte rzeczy niepotrzebnych całkowicie w życiu. Nauczyciel - uczeń? Miałem i mam nadzieję, że wreszcie zacznie to normalnie funkcjonować. Ale o szkole najlepiej w listach. Nie ma co bić piany. Szkoda nafty. A jak tylko przyjdzie wam ochota do śmiechu - to bez skrępowania. Sam śmiałem się pełnią całego świra. Zróbcie tak samo i to bez zbytnich socjologicznych kombinacji. Aha. Pozdrawiam, no, naprawdę uścisk dłoni dla wszystkich fachowców od młodzieży, ich sądów, słowników subkultur i tych innych pieśni o siedmiu zbójach. Mocne uściski.
A teraz kochani, rozglądamy się czy nikt nie przeszkadza i zasuwamy!
No to 3-2-1-0 - START!"
Jurek Owsiak
To nie koniec pisania historii Fundacji, Orkiestry i Przystanków Woodstock. W przyszłości pojawią się z pewnością kolejne wydawnictwa, które nie powstałyby gdyby nie Wasze zaangażowanie i udział. Bo jak to mówi Jurek Owsiak: gramy do końca świata i jeden dzień dłużej!